„Fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości.”
Większość bajek kończy się ślubem.
Historie, które opowiadam za pomocą fotografii, zwykle od ślubu się zaczynają.
Fotografuję ceremonie w klimacie slow wedding, czyli ślubów nieoczywistych, wykraczających poza obowiązujące kanony. Wykonuję sesje zdjęciowe młodym parom w nietypowych sceneriach – pasjonują mnie uroczystości uciekające od kulturowej tradycji, odbywające się poza murami urzędu czy kościoła.
Zjawiam się z aparatem w miejsca, gdzie zarówno młoda para, jak i bliscy, czują się dobrze i swobodnie – czasem jest to stodoła lub ogród, innym razem pub czy przestrzeń industrialna. Ważne, aby panująca tam atmosfera zamiast krępować, sprzyjała świętowaniu i dobrej zabawie.
Dzień własnego ślubu pamiętam jak dziś. W ferworze emocji na dachu samochodu postawiłem karton z szampanem, który spadł i rozbił się na pierwszym skrzyżowaniu. Do urzędu podjechaliśmy zardzewiałym oplem spóźnieni o kwadrans. Ja miałem rękę pociętą szkłami, które sprzątałem na środku jezdni. Potem poszliśmy z bliskimi na obiad, a wieczór spędziliśmy w domu razem z dwuletnią córką. Wtedy w najśmielszej fantazji nie pomyślałbym, że będę ślubnym fotografem.
Jak zacząłem fotografować śluby?