„Fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości.”

Henri Cartier-Bresson

Większość bajek kończy się ślubem.
Historie, które opowiadam za pomocą fotografii, zwykle od ślubu się zaczynają.

Fotografuję ceremonie w klimacie slow wedding, czyli ślubów nieoczywistych, wykraczających poza obowiązujące kanony. Wykonuję sesje zdjęciowe młodym parom  w nietypowych sceneriach – pasjonują mnie uroczystości uciekające od kulturowej tradycji, odbywające się poza murami urzędu czy kościoła.

Zjawiam się z aparatem w miejsca, gdzie zarówno młoda para, jak i bliscy, czują się dobrze i swobodnie – czasem jest to stodoła lub ogród, innym razem pub czy przestrzeń industrialna. Ważne, aby panująca tam atmosfera zamiast krępować, sprzyjała świętowaniu i dobrej zabawie.

Dzień własnego ślubu pamiętam jak dziś. W ferworze emocji na dachu samochodu postawiłem karton z szampanem, który spadł i rozbił się na pierwszym skrzyżowaniu. Do urzędu podjechaliśmy zardzewiałym oplem spóźnieni o kwadrans. Ja miałem rękę pociętą szkłami, które sprzątałem na środku jezdni. Potem poszliśmy z bliskimi na obiad, a wieczór spędziliśmy w domu razem z dwuletnią córką. Wtedy w najśmielszej fantazji nie pomyślałbym, że będę ślubnym fotografem.

Jak zacząłem fotografować śluby?

DYSKRETNIE CHWYTAM ULOTNE MOMENTY

- Gdzie jest fotograf!? – ta myśl pojawia się czasem w głowach moich klientów podczas ceremonii dlatego, że staram się być możliwie dyskretnym obserwatorem tego, co się dzieje.  Nie kreuję kadrów, nikogo nie ustawiam, nie ingeruję w przebieg uroczystości, nie namawiam do teatralnych uśmiechów i gestów,  nie krzyczę „gorzko!”, lecz łowię momenty, które wydarzają się naprawdę. I to znajdziesz na moich zdjęciach.